[odpowiedz w trybie laika ;-P]:
Hmm... zawsze interpretowalem rycerzy w takich helmach jako zabie pyski... Dla zupelnej juz jasnosci - z jakiego okresu jest obraz z ktorego fragmenty tam widzimy?
A co do pracowni wloskich... ot, garstka przemyslen laika:
- w Polsce (zaleznie od autora opracowania) bylo 1-2 moze wytworcow helmow.Jednoczesnie od zawsze mielismy sporo rycerstwa (czy czynnego militarnie to juz inna bajka) - trudno aby 1 (slownie JEDEN) rzemieslnik obsluzyl ich wszystkich... w mojej opinii przynajmniej.
- Rzym, a wiec Wlochy byl dosyc popularnym miejscem pielgrzymek (nie tak sztandarowym moze jak Campostella, no ale badz co badz - siedzuba glowy kosciola(a ze w pewnych okresach nie jedynej glowy to juz inna bajka :P).) - na pielgrzymkach kazdy mogl sie pojedynkowac, czy tez kupic male conieco =]
- Do rzeczonego Zygmunta Luksemburczyka jechano wedlug mnie nie zawsze z dzika checia sluzenia Panu - a zwyklego dorobienia sie jako takiej pozycji... Mozna to bylo tez osiagnac w Italii jako kondotier(gdzies nawet czytalem ze wsrod Polakow bylo to popularne, ale nie mam pojecia gdzie, wiec olejcie ten argument)
Tyle jesli chodzi o pobudkidla ktorych barbuta, czy inne osobliwosci italskie moglyby sie pojawic i u nas... teraz co do "twardych" dowodow:
- Z tego co wiem, znalezione miecze pogrupowano na kilkanascie typow wg glowni, jelcow, glowic, czy czego tam jeszcze. Moze nie uwierzycie... dla mnie tez byl to spory szok ale... oni wtedy kurna nie mieli internetu
. SERIO! I zaden z tych burakow, nieukow niemytych nigdy nie byl na fresze!
No, ale dosc ironii - chodzi mi o to ze szczerze watpie aby w sprawach uzbrojenia istniala jakas silna unifikacja. To ze wsrod malarzy istniale okreslone tredy to juz inna bajka.
- teraz mala anegdotka opowiedziana mi przez studenta archeologii. Kopali gdzies w swojskiej Polsce, szukajac czegokolwiek... szlo nie bardzo, ale humory mieli niezle, gdyz zaopatrywali sie w swojskie jedzonko w pobliskiej wsi... ale nagle - HOSANNA! cos jest!!
Wygladalo toto jak dwa zrosniete wiaderka. Glowili sie nad tym juz pare godzin, gdy doszli do wniosku ze nie moze byc inaczej - jest to ni mniej ni wiecej ale przedmiot o znaczeniu religijnym... Zadowolenie bylo tym wieksze ze zblizal sie obiadek - donoszony przez kobiecine ze wspomnianej wczesniej wsi.
Gdy pracowita gospodyni miala juz wracac do domu spojrzala na kubelek.
- o! wiaderko...
Tu cale grono sie szczerze oburzylo aby ich przedmiot kultu nazywac wiaderkiem wiec wytlumaczyli kobiecie co to jest. Ta natomiast odparla ze nie, jest to najzwyklejsze wiaderko do dojenia koz, ktore maja niemily zwyczaj rzucac sie w czasie dojenia i ze sama ma takie u siebie....
Co to ma do barbut? Nic, ale pozwala nabrac pewnego dystansu do wykopalisk i interpretacji, bo gdyby tamta kobieta nie miala kozy, wiaderko pozostaloby przedmiotem o znaczeniu religijnym...
A jaki jest sens polaczenia obu spraw dotyczacych 'twardych' dowodow? Otoz taki, ze niewiele z uzbrojenia przetrwalo do naszych czasow. A bylo go sporo. Dlatego nie mozna sie go trzymac rekoma nogami, wargami czy innymi mackami. Nie postuluje odrzucenia calego dorobku archeologi no ale... bez przesady...
Nie doradzalbym komus podawania w powaznej ksiazce jako pewnika informacji o barbucie z zaslona (tym bardziej na grunwaldzie
), ale w "rekreacji historycznej", ktora w dodatku dla mnie na przyklad jest glownie rozrywka - mozemy pozwolic sobie na pewna doze gdybania...
PS.: Powtarzam - jestem laikiem. Wiekszosc informacji tu zawartych pochodzi z paru tytulow, zadna z materialu zrodlowego. Nie przypisuje sobie tez(ani autorom tych ksiazek) nieomylnosci - wiec przyjme i Wasze argumenty, wiec prosze bez zebow od razu...