Ojej, ale cudny temat! Dosz³am do koñca trzeciej strony i nie wytrzyma³am, muszê ju¿ co¶ odpisaæ, bo po³owê strumienia my¶li ju¿ zapomnia³am, a drugiej i tak starczy na niez³± episto³ê...
Dziwi mnie, ¿e opisuj±c zachowania koni na zawodach, w stajniach, na wybiegach czy w terenie, nikt z Was nie wzi±³ pod uwagê instynktu stadnego, który by³ podstaw± "szaleñstwa bitewnego" i sprawia, ¿e te 2 rodzaje sytuacji s± nieporównywalne. W szyku wystarczy³ 1dobrze u³o¿ony koñ na 50 ¿eby stado za nim sz³o, a jak ju¿ siê ekipa rozhula³a, to i ten jeden nie by³ potrzebny. Psychologia t³umu sprawdza siê tak¿e w koñskim stadzie. Dotyczy to tak¿e tratowania ludzi. Cz³owiek cz³owieka te¿ w normalnych warunkach nie rozdepcze, a jednak w sytuacjach ekstremalnych s³yszy siê o stratowaniu kogo¶ przez t³um w panicznej ucieczce (demonstracje rozpêdzane si³±, ucieczka do wyj¶cia ewakuacyjnego podczas po¿aru budynku...).
Metody tradycyjne contra naturalne. Powszechnie usi³uje nam siê wmawiaæ, ¿e metody naturalne s± lepsze od klasycznych, bo bazuj± na zachowaniu koni w stadzie i koñ uznaje cz³owieka jako alfê tego¿ i jakie to cudne i nie stresuj±ce konia... kto¶ nawet wspomnia³, ¿e klasyczna metoda to takie sk...syñstwo - albo koñ wykona, albo bêdzie bola³o. A metody naturalne to nie tak dzia³aj±? Wiem, to kij w mrowisko, ale mój stosunek do PP i MR jest negatywny g³ównie ze wzglêdu na zak³amanie, które nios±. Zabawa Parellego w ok³adanie konia batem... co z tego, ¿e lekko i rytmicznie? widzieli¶cie to kiedy¶ na koniu nadpobudliwym czuciowo? Ja tak. I koñ pada³ na ziemiê, a oczy mia³ tak pe³ne cierpienia i lêku, ¿e nigdy nikt mi nie wmówi, jaka to cudna metoda. A odganianie konia od siebie dopóki siê nie podda? Bior±c pod uwagê fakt, ¿e podstawowe poczucie bezpieczeñstwa konia polega na byciu w stadzie, a my bierzemy go sam na sam i z tego stada wykluczamy, skazuj±c tym samym na pewn± ¶mieræ (w warunkach naturalnych bêd±cych podstaw± opracowania systemu)... czy jeste¶cie w stanie sobie wyobraziæ co w tym momencie dzieje siê w tym zwierzaku? To jest dopiero sk...syñstwo! To ja ju¿ wolê daæ mu batem w d... kiedy robi co¶ nie tak. Przyjmijmy, ¿e KA¯DA praca z koniem jest dla niego jakim¶ tam stresem. Kwestia tylko tego, czy bêdzie to stres du¿y, czy uda nam siê go ograniczyæ przez budowanie wcze¶niej zaufania podczas pracy z ziemi i czy wyst±pi on wcze¶niej, czy pó¼niej. I nie zak³adajmy, ¿e ¿ycie w stadzie jest stresu pozbawione, bo tak nie jest.
Jestem z koñmi ju¿ ponad 20 lat, jestem alf± ca³ej mojej domowej zwierzêcej spo³eczno¶ci (konie, psy, koty), potrafiê bardzo naturalnie u¿yæ zêbów, "kopyt", lub klasycznie ¶rodków zastêpczych (bat/palcat/ostroga). I choæ podjezdkê robie w sposób klasyczny i tak te¿ je¿d¿ê, to nie chcê tego zmieniaæ, gdy¿ kocham moje konie za ich osobowo¶æ, nie chcê absolutnego pos³uszeñstwa, nawet pod siod³em. Koñ, który ufa, ale my¶li, jest znacznie cenniejszy od onia, który jest "s³ug± pana alfy". ;)
Zachowanie stadne: klacz i ogier czo³owy. Wieloletnie obserwacje stad ró¿nych. Klacz czo³owa rz±dzi. Klacz czo³owa prowadzi stado, które ubezpiecza z ty³y ogier. Klacz czo³owa spuszcza nieraz ³omot ogierowi czo³owemu, a on jest grzeczny, bo siê jej boi. Skoro tak, to dlaczego i klacz i ogier s± "czo³owi", a bardzie adekwatne wydawa³oby siê nazwanie ogiera "ty³owym"? Ano, dlatego ¿e w sytuacji zagro¿enia, walki, klacz czo³owa "wystawia" ogiera i faktycznie wszystko wygl±da tak, jakby stado sz³o za nim jak za przewodnikiem... a idzie za nim, bo on jest "miêsem armatnim", jest ten pierwszy do ze¿arcia. W takich sytuacjach faktycznie staje siê czo³owym w pe³ni s³owa tego znaczeniu, a czy d³ugo to potrwa, to ju¿ zale¿y od jego si³y i sytuacji w jakiej siê znalaz³.
W ramach ciekawostki...
- czasami w stadzie samych klaczy znajdzie siê jaka¶ bardzo "mêska" kobita i zaczyna pe³niæ funkcje i wykazywaæ zachowania charakterystyczne dla ogiera czo³owego,
- dawno temu w Iwnie by³a taka prawie 30letnia klacz czo³owa... kiedy stado wraca³o z pastwiska, choæ normalnie takie tabuny to galopem pêdz±, nikt, nawet ¼rebak, nie odwa¿y³ siê jej wyprzedziæ, choæ sz³a wolnym stêpem - ot, szacunek.
Gyula ma racjê mówi±c o energii. Kiedy jestem w¶ciek³a i wejdê do stajni, to nawet konie, które mnie nie widz±, bo s± za rokiem w korytarzu, natychmiast uciekaj± w k±ty boksów i ¿aden siê nie odezwie, choæ nie mam zamiaru im zrobiæ krzywdy, bo moja z³o¶æ jest ca³kiem nie na nie ukierunkowana, wrêcz "chowam siê w sobie" i jestem oszczêdna w ruchach. Kiedy natomiast jestem radosna, spokojna, to mogê wbiec do stajni (z podniesionym têtnem, przyspieszonym oddechem - a propos mowy cia³a) i nikt ³ba nie schowa, a kilku siê odezwie cichym r¿eniem. To jest kwestia mojej energii. I nie chodzi tylko o zapach adrenaliny wydzielany z potem, kiedy jestem z³a, a endorfin, kiedy jestem radosna, w tym jest znacznie wiêcej, ale to ju¿ widaæ tylko na bardzo subtelnych ró¿nicach.
Pelham czy munsztuk. Na bardzo wielu dawnych rycinach, obrazach, konie maj± w pysku w³a¶nie munsztuki. Wiêkszo¶æ kossakowskich koni, chyba najbardziej znanych w¶ród koniarzy, te¿ jest na munsztukach (nie piszê, ¿e wszystkie, bo nie mam pewno¶ci, ale chyba tak). Bardzo nieuwa¿nie musia³e¶ ryciny ogl±daæ, Jakubie, skoro nie zauwa¿y³e¶ ¿adnej z munsztukiem.
Koñ "na ¶lepo", z zas³oniêtymi/przys³oniêtymi oczami.
Kiedy¶ konie szczególnie trudne, które nie chcia³y pozwoliæ siê dosi±¶æ i robi³y wszystko, by pozbyæ siê je¼d¼ca z grzbietu, m±drzy ludzie, którzy nie chcieli ich ³amaæ, brali w podjezdkê noc±. Koñ bardzo s³abo widzi w ciemno¶ciach, wiêc w ksiê¿ycow± noc je¼dziec znacznie szybciej zauwa¿a³ przeszkody wszelakie, ni¿ koñ by³ zdolny je wyczuæ. Takie manewry oczywi¶cie odbywa³y siê na dobrze znanym je¼d¼cowi terenie, który koniowi by³ jednak obcy. Je¼dziec ostrzega³ konia przed zagro¿eniem, a kiedy ten, krn±brny, nie chcia³ s³uchaæ, ¼le na tym wychodzi³, bo pakowa³ siê w k³opoty. Po kilku takich zabawach koñ dochodzi³ do jedynie s³usznego wniosku, ¿e ten na górze to mo¿e i ca³kiem przydatne ustrojstwo i poddawa³ siê je¼d¼cowi. Na podobnych zasadach dzia³a stosowanie przez ch³opów pakowanie konia w transport z workiem na g³owie, tudzie¿ elementy zbroi ograniczaj±ce pole widzenia - koñ znacznie bardziej s³ucha je¼d¼ca, a czego nie widzi, tego siê nie boi.
I jeszcze chyba ostatnie, o czym pamiêtam... nie ka¿dy koñ móg³ zostaæ koniem bojowym. Wybierano konie, rasy, tworzono typy koni o szczególnych predyspozycjach, których wyszkolenie w kierunku bojowym by³o znacznie ³atwiejsze, ni¿ innych. Nie mogê mówiæ o wszystkich, bo ich nie znam, ale cenion± ras± by³y konie fryzyjskie (choæ nie by³y to te same konie, co dzi¶, bo przez wieki przesz³y jeszcze wiele transformacji), które chyba od zawsze by³y nastawione otwarcie, z ufno¶ci± do cz³owieka. Fryzy prezentuj± typ psychologiczny, którym wg mnie musia³y siê wykazaæ wszystkie konie bojowe. S± dzielne. £atwo poddaj± siê je¼d¼cowi, bo s± sk³onne mu ufaæ i s± nastawione na wspó³pracê. Szybko siê ucz±. £atwo emocjonalnie wi±¿± siê ze swoim cz³owiekiem i w zwi±zku z tym gotowe s± go chroniæ (!). I co wa¿ne - na takiego konia wsiadam po roku, ba!, wsadzam takiego sobie je¼d¼ca po roku i nie bojê siê, ¿e mu fiknie, bryknie, zrobi krzywdê! Porz±dne wyszkolenie na pocz±tku zostaje w tym koniu na zawsze i ju¿ nas nie zawiedzie.
Friese,
podobaj± mi siê Twoje posty, rozs±dna z Ciebie dziewczyna, czuj siê do mnie zaproszona!
http://equus-negrus.ploczywi¶cie nie tylko na stronê, ale do mojej stajni.
Kolejne stronki to ju¿ poczytam pó¼niej, i tak straszny tasiemiec mi wyszed³... ;)