CYTAT
Jest mi trudno w to uwierzyæ i nigdy nie wierzy³em ¿e w dawnych czasach wszyscy wykonawcy grali tak samo (...) Jedni pewnie grali ³agodnie, inni dynamicznie, jedni dostojnie inni bardziej prza¶nie. Nie uwierzê ¿e wszyscy grali jednakowo i stosowali siê jednakowo do jakich¶ z góry ustalonych regu³. I tu wraca ponownie kwestia czy wy³±cznie mamy opieraæ siê na tym co przetrwa³o. Bior±c pod uwagê ¿e kto¶ kto spisywa³, zapewne czê¶æ bo nie wszystko co istnia³o w jego czasach i poprzez spisanie si³± rzeczy narzuci³ regu³y. Bior±c pod uwagê to ¿e kto¶ opracowuj±cy wspólcze¶nie ten materia³ te¿ si³± rzeczy narzuca regu³y. A konkretnie czy istnieje tu miejsce na w³asn± my¶l improwizacyjn±, kompozytorsk±? Czy po prostu nasze muzykowanie ma siê opierac wy³±cznie na rekonstrukcji czy tak¿e na kreacji? (...) S±dzê ¿e jest to poczê¶ci wynik pój¶cia na ³atwiznê i braku chêci do g³êbszego poszukiwania tego co jeszcze nie zosta³o nagrane, przypomniane, pokazane lub te¿ ¿e po prostu wychodz± z za³o¿enia i¿ nie maj± prawa wykonaæ nic w³asnego, zrobionego przez siebie.
I w tym momencie ka¿da jednostka poczuwaj±ca siê do roli odtwórcy ha³asuj±cego powinna zadaæ sobie pytanie co tak naprawdê zamierza rekonstruowaæ: muzykê, czy muzyka. Bo wbrew pozorom te dwa pojêcia wcale nie musz± i¶æ w parze. Pieczo³owite odtwarzanie muzyki dawnej jest podobne do archeologii. Ze strzêpków nut, tekstów i traktatów powstaje co¶ niemal materialnego. Nawet jednak i tu zdarzaj± siê w pewnym momencie luki, które wypada³oby czym¶ zape³niæ. Archeolog bierze glinê i zlepia ni± pot³uczone skorupy. Jegu sumieniu pozostawmy decyzjê, czy tak powsta³y twór nadal mo¿na nazywaæ "¶redniowiecznym garnkiem". Z muzyk± sprawa ma siê tak samo.
Teraz drugie zjawisko, jakim jest odtwarzanie grajków. Na przyk³ad takiech, którzy nie znaj± traktatów, a obs³ugi instrumentów nauczyli siê we w³asnym zakresie (jak chyba wiêkszo¶æ Frehowiczów). Czy kto¶ s±dzi, ¿e grali oni tak samo, jak dworscy profesjonali¶ci? Oczywi¶cie nie da siê jednoznacznie powiedzieæ co w takim razie robili, wiêc rekonstruktorzy staj± przed dylematem. Kombinowaæ we w³asnym zakresie, czy daæ sobie spokój i znale¼æ inne hobby? No i my przez ca³y czas dyskutujemy o tych pierwszych kombinerkach. Jedni ods±dzaj± ich od czci i wiary (choæ na szczê¶cie nie zauwa¿y³am skrajnych tendencji do mordowania), drudzy za¶ zastanawiaj± siê, czy aby nie warto za³o¿yæ w ciemno istnienia w ¶redniowieczu pewnego zespo³u zjawisk aktualnych po dzieñ dzisiejszy. Oczywi¶cie z zachowaniem zdrowego ch³opskiego rozs±dku; on jeden nam pozostaje.
Przyk³ad: kiedy poprzednim razem udziela³am siê w tym temacie, pod moim oknem paradowali jacy¶ dêciacy graj±cy pogrzebow± Ciszê w rytmie i konwencji walczyka:] Nie byli to anio³owie muzyki, wiêc zastanawia³am siê który kwiatek zrzuciæ na nich razem z doniczk±. Ale przecie¿ istnieli (byæ mo¿e nadal ¿yj±) i katowali sztukê naprawdê! Hipoteza, i¿ nie mogliby istnieæ kilkaset lat temu, jest ¶mieszna i pozbawiona logicznych podstaw. Czemu wiêc nie mo¿na poodtwarzaæ takich topornych antywirtuozów? Oczywi¶cie w tym momencie mówiê o sobie, nie o Bogu ducha winnych przedmówcach i osobach trzecich typu Olsy (do których twórczo¶ci nie zniechêc± mnie ¿adne argumenty):) Tendencje siê zmieniaj±, ale ludzkie i techniczne mo¿liwo¶ci pozostaj± takie same. O tym te¿ pamiêtajmy.
Twórczo¶æ w³asna powinna byæ zjawiskiem normalnym i nie budz±cym niczyich w±tpliwo¶ci. Oczywi¶cie ¶rodowisko muzyków od zawsze cechowa³a sk³onno¶æ do podró¿owania, pods³uchiwania, kopiowania i przerabiania (to te¿ warto wzi±æ pod uwagê maj±c na wzglêdzie przysz³y obraz utworu), jednak przecie¿ nie ¶wiêci now± muzykê tworz±;) Fakt wykonywania przez polskiego muzyka utworów hiszpañskich nie wydaje mi siê dziwnym, ale autorskie kompozycje to sprawa równorzêdnie wpisana w klimat odtwarzanej epoki. Nikt oczywi¶cie nie nazwie ich muzyk± dawn±, ale je¶li zachowamy wszelkie normy i przepisy, chyba nikt nie powinien nas zwyzywaæ od niehistorycznych mroków. I tak jeste¶my niehistoryczni, bo nas nie by³o w ¶redniowieczu.
Poza tym... No kurczê. Czy przeciêtny artysta lubi siê katowaæ? To oczywiste, ¿e ka¿dy ma tendencjê do d±¿enia w stronê maksymalnej estetyki, co wi±¿e siê z odruchowym "poprawianiem" materia³u wyj¶ciowego i nadawaniu mu w³asnego, niepowtarzalnego charakteru. Nawet pozornie chaotyczna martwa natura uk³adana jest zgodnie z zasadami kompozycji, które przez wieki nie uleg³y zmianie. Bo ma byæ ³adnie. Je¶li zagramy na surowo to, co pozosta³o z dawnego utworu (dok³adnych partytur jeszcze nie by³o), wyjdzie, cytujê, "zespó³ fletów prostych z gimnazjum w Kozich Bobach", albo co¶ jeszcze gorszego. Owszem, odtwórca bêdzie z siebie dumny, ale co ze s³uchaczami? Poka¿e siê im z daleka obraz pt. "papierek na chodniku" i powie "nie dotykaæ"?
Co za¶ do amatorskich grajków ha³asuj±cych po turniejach. To jest zabawa. Facet paraduj±cy w zbroi nie jest pasowanym przez króla rycerzem i wcale siê za takowego nie uwa¿a. ¯e nie wspomnê o mnichach, poganach, Husytach i Saracenach. Ka¿dy wczuwa siê w rolê, jednak wszystko, co siê z tym wi±¿e, czyni dla osobistej radochy. Jedni lepiej lub gorzej strzelaj±, drudzy d³ubi± w drewnie, jeszcze inni uchlewaj± siê pod sto³ami. S± i tacy, którym najwiêksz± frajdê sprawia t³uczenie w bêben i skakanie przez b³oto dooko³a ogniska. Osobi¶cie ¿yjê dla magii tych chwil. I choæ nie ka¿dy zbli¿y siê do poziomu Ensemble Micrologus (fajna muza swoj± drog±), na pewno uczyni tyle, na ile go staæ. To sprawa bardziej skomplikowana, ni¿ uciu³anie grosza na zakup rêcznie tkanej szmatki.
Nie jest zreszt± trudno odró¿niæ popularnych gwiazdorów anga¿uj±cych w "muzykê dawn±" gitary elektryczne, bo tak± maj± wizjê, od osób pocz±tkuj±cych, które nie maj± jeszcze bogatego instrumentarium, nie mówi±c o do¶wiadczeniu, a które choæby nie¶mia³o wykazuj± tendencje rozwojowe. B±d¼ po prostu kochaj± muzykê do tego stopnia, ¿e próbuj± na wszelkie dostêpne sposoby do¶wiadczyæ jej organoleptycznie. Tym ostatnim nale¿y siê wsparcie, za¶ szacunek jednym i drugim. Przecie¿ tak naprawdê wszyscy z w³asnej woli pasjonujemy siê tym samym? Nawet ci, którzy czasem grzesz± sprowadzaj±c sw± mi³o¶æ na z³± (zak³adaj±c, ¿e jest z³a) drogê, jak równie¿ pó¼niejsi m¶ciciele i obroñcy moralno¶ci:)