Otó¿ to,
Pawle... Z czasów kiedy gra³em w Warszawie w osiedlowo-parafialnym teatrze amatorskim (niez³y mia³ poziom, paru profesjonalistów w nim te¿ zaczyna³o
) pozosta³o mi do¶wiadczenie, potwierdzaj±ce kluczow± rolê "nie grania swojej postaci" w odbiorze sztuki przez publikê.
Pocz±tkuj±cy aktor najpierw najbardziej boi siê, ¿e zapomni roli i koncentruje siê tylko na tek¶cie, potem na intonacji, potem na mimice i gestykulacji podczas mówienia. Kiedy ju¿ opanuje tekst roli (i tremê) wtedy dopiero zaczyna kontrolowaæ i dopasowywaæ do postaci ruch i pozosta³e zachowanie.
Ale prawdziwym aktorem zaczyna byæ dopiero wtedy, kiedy kontroluje swoje zachowanie czyli w³a¶nie
grê aktorsk± w tych momentach lub scenach, kiedy "nie ma roli" czyli w czasie, kiedy nic nie mówi. Wiêkszo¶æ, niestety, w takiej chwili zagapia siê i nie robi nic albo zachowuje siê naturalnie (dla siebie, czyli bardzo nienaturalnie dla odgrywanej postaci). I to w³a¶nie te osoby w tym momencie daj± plamê i psuj± efekt, którego nie uratuj± pierwszoplanowi w danej scenie aktorzy.
Rzek³bym nawet, ¿e je¿eli w obsadzie s± przewidziani staty¶ci lub osoby odzywaj±ce siê i robi±ce co¶ istotnego dla akcji tylko sporadycznie, to ich
gra jest jeszcze wa¿niejsza - wa¿niejsza nawet ni¿ w przypadku g³ównych "bohaterów".
W RR jest to szczególnie wa¿ne, bo widzowie chc± w³a¶nie poczuæ siê "przeniesieni w przesz³o¶æ". RR to JEST teatr. Jeszcze raz powo³am siê na Kompaniê ¦w. Jerzego, która zachowanie stawia na równi z wygl±dem i wyposa¿eniem, ba: kontroluje nawet u¿ywane podczas inscenizacji s³ownictwo - zwroty grzeczno¶ciowe, przekleñstwa, docinki, przys³owia... wszystko to powinno wspó³graæ z ubiorem.
A problem le¿y w tym, ¿e do wcielenia siê w rolê s³ugi, ch³opa, karczmarza, kopacza, potrzebna jest du¿a dawka pokory, do której nie bêd± zdolni ci, którzy myl± odtwórstwo z jednej strony z wy³±cznie dobr± zabaw± bez zobowi±zañ, albo z drugiej strony z metod± na dodanie sobie znaczenia w prawdziwym ¶wiecie.