To teraz moje podsumowanie "wyprawowe". Na pocz±tek gar¶æ danych technicznych:
Miejsce: Suchedniowsko-Oblêgorski Park Krajobrazowy z rezerwatami przyrody ¦winia Góra i Dalejów.
Czas: 4-5 pa¼dziernika 2014.
Scenariusz: wyprawa ³owiecka - rekonesansowa.
Datowanie: XIII-XIV wiek.
Uczestnicy: 10 osób (zrobionych na datowanie od ca 1215 do prze³omu XIV i XV w).
Za³o¿enia: przemarsz z ca³ym wyposa¿eniem z forsowaniem przeszkód terenowych, z noclegiem w warunkach polowych, bez korzystania ze wspó³czesnego sprzêtu.
Zamierzona trasa: oko³o 25 km w ci±gu pó³tora dnia.
Teren: trudny; miejscami pagórkowaty, ale w wiêkszo¶ci p³aski i b³otnisty, podmok³y a nawet zalany lub silnie zabagniony, miejscami zryty licznymi do³ami po eksploatacji rudy darniowej (XVII-XIX w).
Flora: teren zalesiony (jod³a, modrzew, buk, d±b, sosna, brzoza, ¶wierk, olcha), g³ównie lasem mieszanym, borem jod³owo-modrzewiowym i buczyn± karpack±, w podszyciu w suchszych miejscach jagodziska, trawy i turzyce, w wilgotnych szczawik, mchy, paprocie i nieprawdopodobne mnóstwo grzybów dziesi±tek odmian, a miejscami otwarte ³±ki bagienne zachwaszczone je¿ynami.
Fauna (napotkana) : jelenie (jeden nocowa³ tu¿ ko³o nas i napêdzili¶my sobie o ¶wicie nawzajem stracha), jenot (tropy), ptaki. Na terenie rezerwatów wystêpuj± od niedawna liczniej wilki, ale nie natknêli¶my siê na nie.
Pogoda: temperatura w dzieñ 15-18 stopni, w nocy 3-5 stopni, wiatr bardzo s³aby, niebo bezchmurne, opadów i mg³y brak.
Postarali¶my siê wyci±gn±æ wnioski z poprzedniej wêdrówki (Wyprawa Spychowska - Wêdrówek z Ryb± edycja I), nie da³o siê jedynie zmniejszyæ ilo¶ci gratów a nawet trzeba by³o wzi±æ cieplejsze koce i p³aszcze przez wzgl±d na porê roku, wiêc pakunki by³y solidne. Wobec powy¿szego i w przewidywaniu trudnego terenu zaplanowana zosta³a nieco krótsza trasa (zesz³oroczna okaza³a siê mieæ ponad 40 km wbrew planom). Nie by³o problemów z jej pokonaniem, aczkolwiek dawa³y nam siê we znaki a to stawy skokowe i kolana, a to plecy, a to ramiona obci±¿one paskami. Kilka postojów dla przepakowania szczególnie niefortunnie spakowanych tobo³ków w zasadzie rozwi±za³o problem. Tym razem jednak nawet moje nogi wytrzyma³y (acz sukcesu upatrujê te¿ w skutecznym odchudzaniu siê i lepszym przygotowaniu kondycyjnym w porównaniu z majem).
Pogoda dopisa³a ponad spodziewanie - nastawili¶my siê nawet na umiarkowane zmokniêcie (zapowiadano przelotne opady i m¿awki) lub je¶li niebo by³oby czyste, przygruntowe przymrozki, tymczasem by³o nam oszczêdzone jedno i drugie. Dlatego wszysycy przenocowali¶my w miarê komfortowo - ja z Arturem przy ognisku, pilnuj±c ognia, a reszta m.in. pod rozci±gniêt± pa³atk±, w odkrytym hamaku, na kocach, filcach, szubach baranich, pod kocami i p³aszczami. Podejrzewam, ¿e w wypadku deszczu po³±czonego z wiatrem by³oby nieweso³o i nasze legowiska przesz³yby ostr± weryfikacjê, ale tym razem tak siê nie sta³o wiêc do¶wiadczeñ w tej materii nabierzemy innym razem.
Zaskoczeniem okaza³ siê przede wszystkim teren, spodziewali¶my siê kamienistych pod³o¿y, tymczasem przez wiêksz± czê¶æ drogi musieli¶my forsowaæ podmok³e mszary i b³ota buczynowe, prze³aziæ przez wiele zwalonych drzew, cholernie ¶liskich, a drugiego dnia - przej¶æ przez regularne mokrad³a, tak ¿e pod koniec powrotu w butach nam zdrowo chlupa³o. Ciekawostka: dwie osoby mia³y drzewcówki a kilka - kije, ale po³owa sz³a bez ¿adnego "patyka" i stwierdzi³a, ¿e wcale nie odczuwa jako¶ szczególnie ich braku i ¿e nie by³yby pomocne w tym terenie.
Przygotowanie strojowo-sprzêtowe oceniam na bardzo dobre, co prawda nie spe³niamy jeszcze standardów "Wyprawowych" w zakresie wykorzystania materia³ów rêcznie tkanych i ro¶linnie barwionych, ale dobór naturalnych barw, historycznych splotów, rêczne szycie itd. to ju¿ norma. Bardzo wiele elementów wyposa¿enia - tekstylnych, skórzanych, metalowych, koszy, itd. - by³o w³asnej roboty. Z wyposa¿eniem ³owieckim by³o trochê gorzej, ale prawdê mówi±c id±c w las z ciê¿kimi tobo³kami nie bardzo mogli¶my udawaæ ani my¶liwych, ani nagonkê, mo¿e najwy¿ej tropicieli na rekonesansie. Wobec tego brak uzbrojenia u czê¶ci osób nie by³ szczególnym faux pas. Z arsena³u przydatnego w razie spotkania ze zwierzem mieli¶my dwie prawie-2,5-metrowe ostre w³ócznie, procê drzewcow± i kilka siekier. Tym niemniej mamy pewien niedosyt, dlatego nosimy siê z zamiarem wej¶cia w temat g³êbiej poprzez przygotowanie kolejnej wyprawy zim±, na bazie bardziej my¶liwskiego scenariusza, z praktyczn± nauk± rozpoznawania ¶ladów i tropieniem zwierz±t, i na tê wyprawê ju¿ by³yby wymagane oszczepy, ³uki lub w³ócznie, przy czym nocleg by³by zorganizowany pod dachem co pozwoli³oby nie d¼wigaæ domu na plecach i poruszaæ siê efektywniej.
Ilo¶æ problemów technicznych by³a tym razem znacznie mniejsza wiêc nie bêdê ich a¿ tak systematycznie wypunktowywa³ jak poprzednio. Wiêkszo¶æ wiosennych siê nie powtórzy³a. Siekierê obsadzi³em przed wypraw± ponownie i solidnie, garnuszek wzi±³em mniejszy, worek na twarz z lu¼nego p³ótna przetestowany w domu wzi±³em ale nie u¿ywa³em bo komarów w nocy nie by³o, buty uczestników sprawowa³y siê ju¿ znacznie lepiej. Wspomnieæ nale¿y przede wszystkim o wodzie. Ja maj±c trzy buk³aki na szyi (razem oko³o 4 litrów) plus 3/4 litra ¿elaznej rezerwy w plecaku by³em samowystarczalny i mog³em jeszcze siê podzieliæ swoj± wod± a na koniec po powrocie wylaæ pozosta³y litr, ale niektórzy znów niedoszacowali zu¿ycia p³ynów co zmusi³o nas do wys³ania "podjazdu" na zakupy do wsi w sobotê pod wieczór. Tym razem bowiem nie by³o mowy o piciu (nawet po przefiltrowaniu i przegotowaniu) a nawet o u¿yciu do zmywania wody czerpanej z miejscowych mokrade³ - kwa¶nej, humusowej, pe³nej flegmowatych kolonii glonów, o kolorze dobrej herbaty. I to wcale nie za przyczyn± cywilizacji.
Natomiast suchego prowiantu by³o jak zwykle niepotrzebnie za du¿o, zw³aszcza miêsiwa (wêdzonego, peklowanego, baraniny i kie³basy - prawie wszystko w³asnej roboty uczestników). Oprócz miêsa mieli¶my chleb, kaszê, soczewicê zielon± (i czerwon± w rezerwie), bryndzê, orzechy laskowe i w³oskie, cebulê i czosnek, a do picia prócz napojów syconych gotowan± ¿urawinê i miêtê. Prawie wszystkiego oczywi¶cie po trochu zosta³o, a niektóre rezerwy pozosta³y w ogóle nienaruszone (nie dotyczy alkoholu).
Naczynia i sprzêty kuchenne zosta³y ograniczone do czterech kocio³ków o pojemno¶ci praktycznej od pó³ litra do dwóch oraz pó³litrowego garnuszka ceramicznego, które wstawiane by³y wprost w ¿ar i spisywa³y siê bez zarzutu. W wiêkszo¶ci jedli¶my wprost z kocio³ków i pili z dwóch obiegowych kubeczków co pozwoli³o ograniczyæ zmywanie. Nie ci±gnêli¶my ze sob± patelni itp. wynalazków.
Wnioski koñcowe:
- braæ mniej prowiantu, np. bior±c co¶ w celu poczêstowania kolegów, o tyle samo mniej wzi±æ dla siebie, bo przecie¿ oni te¿ ciebie poczêstuj±, czyli praktycznie dla siebie braæ po³owê;
- wody z kolei wzi±æ o 50%-100% wiêcej, ni¿ ci siê wydaje ¿e wypijesz, zw³aszcza ¿e czê¶æ pójdzie na zupê, kaszê, do op³ukania r±k, przemycia jakich¶ skaleczeñ, wyp³ukanie kubka czy umycie kocio³ka;
- przygotowaæ du¿y lniany "worek marynarski" na wszelkie wspó³czesne ¶mieci obozowe, je¿eli siê pojawi± - puszki po piwie, butelki, foliê, itd. ¿eby siê toto potem nie wala³o po obrze¿ach obozu, bo to jednak dziadostwo;
- warto w miarê mo¿liwo¶ci przeprowadziæ wcze¶niej w³asny rekonesans w terenie, w który siê wybieramy, albo znale¼æ kogo¶ kto go dobrze zna i kto móg³by nam o nim opowiedzieæ.
To tyle.
---
PS. Jeszcze parê s³ów prywatnie.
Dla porównania z majow± wypraw±, tym razem na moje wyposa¿enie sk³ada³y siê:
- buty do kostek nasmarowane smalcem
- nogawice we³niane jednopunktowe ze stopkami z czê¶ciowym podszyciem lnem
- naalbindingowe skarpety we³niane (ca³y czas na nogach)
- braies lniane
- tunika (cotte) we³niana z podszewk± lnian±
- surcot z podszewk± j.w.
- pas z sakw±, mieszkiem na krzesiwo+krzemieñ+len, no¿ykiem i paternosterem
- w sakwie ig³a, niæ i dratwa lniana (trzy kolory), rzemieñ, ikona podró¿na, liturgia godzin
- p³aszcz z pó³kola (¶rednio ciê¿ka we³na podszyta filcem) na wieczór i do przykrycia (wraz z kocem) na noc
- we³niany garde-corps z kapturem na wypadek bardzo z³ej pogody
- coif lniany
- kaptur z opoñcz±
- zapinka (fibula podkowiasta) do p³aszcza
- torba lniana "pielgrzymia" na prowiant
- w torbie prowiant zawiniêty w lniane szmatki i ³y¿ka
- trzy buk³aki (2 okr±g³e ponadlitrowe i bary³ka 1 litr)
- krucyfiks br±zowy odlewany, na rzemieniu na szyi
- w³ócznia oko³o 2,5 m
- podwójny p³at lekkiego zbitego filcu we³nianego jako karimata
- koc prostok±tny z podwójnej we³ny na noc
- kilka szczapek i trochê kory brzozowej
- ostra siekiera obozowa
- garnuszek gliniany 0,5 litra
- rzemienie i krajki do spakowania.
- flet
W porównaniu z poprzedni± wypraw± wzi±³em na siebie surcot, zabra³em trochê wiêcej wody i zamieni³em kij na w³óczniê, natomiast zrezygnowa³em z:
- lnianej koszuli
- miski
- torebki trapezowej na rzeczy wspó³czesne (nie mia³em dokumentów samochodu i kluczyków, nie bra³em rezerwowych okularów w etui itp., resztê upchn±³em w sakwie na pasku)
- ose³ki (korzysta³em z od³amków piaskowca walaj±cych siê pod nogami)
- tabliczki woskowej
- czapki/kapelusza (tylko kaptur i ma³± "piuskê" naalbindingow±)
- fibuli do cotte
- zapasowych butów
- grubszej frakcji drewna na rozpa³kê (okr±glaków)
Niczego istotnego mi nie zabrak³o i nawet nic nie zgubi³em, a na straty spisa³em skarpety ig³owe, które po zamoczeniu sfilcowa³y siê i poprzeciera³y na piêtach i podbiciu stopy.
Jeden dinks: kaptur z opoñcz± ul¿y³ moim ramionom, gdy drugiego dnia wpad³em na pomys³ aby za³o¿yæ paski od tobo³ka na opoñczê zamiast pod ni±...
I jeszcze parê zdjêæ z mojej komórki, przepraszam za jako¶æ:
Kliknij, aby zobaczyæ za³±cznikKliknij, aby zobaczyæ za³±cznikKliknij, aby zobaczyæ za³±cznikKliknij, aby zobaczyæ za³±cznikKliknij, aby zobaczyæ za³±cznikKliknij, aby zobaczyæ za³±cznikKliknij, aby zobaczyæ za³±cznikKliknij, aby zobaczyæ za³±cznik