tutaj jest ta galeria na interii.
A tu jak by³o:
Na rocznicowe Hastings wybierali¶my siê w sk³adzie Xi±¿êcej Dru¿yny (Smocza, TA¦MA, OMAC i nieoceniona Pani instruktor wraz z równie nieocenion± siostr±). Wydarzenie reklamowane jako najwiêksza impreza historyczna Wielkiej Brytanii nie zawiod³o naszych oczekiwañ, a wrêcz je przekroczy³o.
Przylecieli¶my w pi±tek oko³o godziny 12:00 czasu lokalnego. Z lotniska odebrali nas organizatorzy i zawie¼li na miejsce, gdzie zakwaterowano nas i zarejestrowano. Na ogromnym polu znajdowa³o siê tysi±ce namiotów - Plastic Camp - czyli iglopolis. My zakwaterowani zostali¶my z Australijczykami w marque - czyli markizie. By³ oczywi¶cie Living History camp i traders row, no i beer tent.
Jak uzgodnili¶my wcze¶niej mieli¶my udaæ siê na testy je¼dzieckie. Sta³o siê tak dlatego, ¿e pomijaj±c dzia³ania PRowskie jakie prowadzili¶my z Ja¶kiem Gradoniem podczas naszych wizyt z Kakajem, nie byli¶my znani anglikom jako je¼d¼cy. Na miejscu zameldowali¶my siê u Alana Larsena, który jako koordynator jazdy odpowiada³ za przydzia³ koni i u³o¿enie konrojów (oddzia³ów). Alan przedstawi³ nas Dominikowi (cz³onek Destriera – moim zdaniem najlepszej na ¶wiecie ekipy robi±cej jousting w XV wiecznym sprzêcie). Dominik zapisa³ nas do swojego oddzia³u i powiedzia³, ¿e mo¿emy spróbowac poje¼dziæ na jego koniach. Nasze koniki (wynajête dla nas w GB) nie dojecha³y jeszcze z powodu awarii ciê¿arówy.
Tak wiêc Dominik da³ nam swoje konie i po chwili przygl±dania siê jak sobie radzimy, pozwoli³ nam samodzielnie poje¼dziæ sobie po terenie imprezy
. Dodam, ¿e by³a to wypasiona zabawa. Po jaki¶ 2 godzinach, udali¶my siê do miejsca gdzie mia³y dojechaæ nasze wierzchowce. Trochê poczekali¶my i w koñcu ka¿dy z nas dosta³ swojego Bucefala. Mi przypad³a krzy¿ówka fryza z czym¶tam ale szkolona do numerów kaskaderskich
Po dobraniu reszty sk³adu naszego konroju (nie mam bladego pojêcia jak to siê pisze), rozpoczeli¶my mniej wiêcej godzinny trening manewrów - wolty, zwroty, zmiany formacji i szar¿e. Nasz team nie mia³ z tym wiêkszych problemów (dziêki wcze¶niejszym treningom), czê¶æ je¼d¼ców z poza xiazecej mia³a drobne trudno¶ci - które jednak szybko minê³y. Po wszystkim odstawili¶my koniki i ju¿ wieczorkiem ude¿yli¶my na bibê do Beer Tent'u gdzie integrowali¶my siê zarówno z saxoñskim wrogiem jak i z normanami.
Sobota rano up³ynê³a nam na æwiczeniach wszystkimi 5 konrojami na polu btiwy (tak, w tym samym miejscu gdzie 940 lat Wilhelm potwierdzi³ swoje prawa do korony). Próbne szar¿e zapowiada³y poziom zabawy. Nasze naj¶mielsze oczekiwania przekroczy³a decyzja Wilhelma (Alan Larsen), ¿e bêdziemy jego osobist± gwardi±, i do nas nale¿eæ bêdzie zabicie Haralda ! Wykonamy szar¿ê która wbije siê w szeregi saxoñskie i zad¼gamy ichnego dowódcê. Nie muszê chyba mówiæ, ¿e by³a to najbardziej presti¿owa rola jaka mog³a w tym momencie przypa¶æ komukolwiek na polu bitwy
.
Po 2 godzinach zjechali¶my z pola aby ponownie spotkaæ siê o godz. 14:00. Siedz±c ju¿ na koniach obserwowali¶my d³uuugie kolumny uzbrojonych wojsk normañskich id±cych na pole bitwy. Niesamowite wra¿enie potêgowa³o ukszta³towanie terenu dok³adnie takie jak w epoce - b³otnista wilgotna ziemia, zamglone powietrze i wielga¶ne dêby. Szczêk ¿elaztwa odbija³ siê w okolicy. Oczywi¶cie nie ¶piewali¶my sobie pie¶ni krzy¿owe, na zmianê z konrojem niemców (ok. 30 ch³opa). Wypas...
O 14.30 nadez³a pora aby wyjechaæ na pole bitwy (od którego byli¶my oddaleni ok 1 km). jad± kolumn± d³ugo¶ci ok 500 m. s³yszeli¶my odg³osy pola walki. Jak w Medieval Total War
. Wilhelm wraz z pocztem na przedzie. My w srodku. Wje¿dz±j±c na pole bitwy wita³y nas okrzyki Normandy, God save Willhelm wznoszone przez nasz± piechotê i ³uczników. Pierwsze wra¿enie bylo takie - ooo ile tu publiczno¶ci....
drugie - dlaczego ca³a publiczno¶æ ma he³my i proporce?! O k.... ile ich jest!
Grunwald - to przy tym malutka imprezka
Takiej masy jescze nie widzieli¶my. Gdy wjechali¶my za linie nasej piechoty zajel¶my dwoma rzêdami konnych ca³± szeroko¶æ pola (na oko ok 400 m) - wiêcej ni¿ ca³a nasza piechota.
Ca³a bitwa dowodzona by³a bez krótkofali !!! Wilhelm i harald dysponowali goñcami, którzy powtarzali ich rozkazy oddzia³om - niesamowite wra¿enie.
Pierwsze ude¿enie nale¿a³o do piechoty - lewe skrzyd³o i centrum ruszy³o do ataku po krótkim przygotowaniu ³uczniczym. Odparci wycofali siê na swoje pozycje (jak w medieval total war). Pozycje saksów wydawa³y sie nienaruszone. Znowu ³ucznicy i kolejne natarcie, po ktorym to ruszy³a kawaleria
szar¿owa³y poszczególne konroje. Wygl±da³o to tak, d³ugi rozbieg ude¿enie, krótkie wycofanie i drugie ude¿enie. Ca³o¶æ polega³a na waleniu w³uczniami w tarcze - co ciekawe nie by³o ¿adnych zakazów ! A nic siê nikomu nie sta³o. K³êbowisko, zgielk,konie staj±ce dêba i szczêk metalu - rewelacja!
Wykonali¶my w sumie 4 takie ataki. Nastêpnie nasza piechota ude¿y³a z prawego skrzyd³a i wsparta ude¿eniem naszego i niemieckiego (chyba) konroju pogoni³a saksonów. Nasz dowódca - Dominik - wydal jedynie krótki rozkaz - Chase those cowards! - powiem tak, nie ma nic piêkniejszego ni¿ zabijanie z konia uciekaj±cej piechoty
. Sam posadzi³em 2 typów, ale byli tacy co zat³ukli wiêcej. Straty po nasej stronie wynios³y szt. 1. Poprêg u Jasia odmowi³ pos³uszeñstwa i dzielny ³orior skoñczy³ na ziemi a koñ polecial do domu majestatycznie przecinaj±c pole bitwy. Jak to w ¿yciu.
Nadesz³a chwila gdy okazalo siê ¿e Wilhelm jakoby poleg³. Aby udowdoniæ nieprawdziwo¶æ tej plotki, Wilhelm przegalopowa³ przed szeregami wyrzucaj±c he³m. Krzykom NORMANDY!!! nie by³o koñca. zagrzewani do walki udzerzyli nasi piechurzy, za nimi my - tym razem po Haralda (nie jest pewnym czy zgin±³ od strza³u w oko czy zad¼gany przez jazdê - rozbierzno¶æ pomiêdzy poematem z epoki a opon± z bayeux). Organizatorzy postawili na ¼ród³o pisane - tak wiêc wbili¶my siê w szeregi saksów i dopadli¶my ochronê haralda, zad¼gana pad³a i wycofali¶my siê nios±c sztandar pokonanego wodza (nie wiem czy nasz konroy czy pocztowi Willhelma). Jad±c na tu¿ za pocztem z króla (wobec braku konkurentów) Willhelma krzyczeli¶my Normandy - entuzjastycznie witani przez piechotê. Blask chwa³y i s³awy przypad³ jak zawsze konnym
... tym razem Polakom.
Aby ukazaæ saksom ich sromotê Wilhelm pe³nym galopem przejecha³ wznosz±c poskrêcany (chyba z³amany) sztandar Harolda - krzyki Willhelmus Rex i Normandy d³ugo rozbrzmiewa³y, zanim finalny atak piechoty zmiót³ z powierzchni ziemi niedobitki saksoñskiej armii. Tak oto w Sobotê 14 pa¼dziernika (dok³adnie tak jak 940 lat temu) historia powtórzy³a siê. Wzgórze, które zdobywali¶my, nazwane zosta³o jeziorem krwi
sanlec (chyba tak).
Tak to by³o, dwa dni temu.
To co zrobi³o na mnie najwieksze wra¿enie to:
¯ywio³owo¶æ bitwy - nie by³o regó³, tylko kontrole sprzêtu
Brak "walkie talkie" - analogowe zarz±dzanie.
Wydawanie rozkazów gestami - wilhelm macha³ takim kijkem skrêconym i wszyscy go widzieli i wiedzieli co maj± robiæ
Szar¿a 100 konnych naraz z jednoczesnym pochyleniem w³uczni
Zaufanie jakim nas obdarzyli ludzie z ekipy Destrier
Rozmach przedsiêwziêcia
Bez w±tpienia, jest to najlepszy wyjazd w jakim dane mi by³o uczestniczyæ. Kto nigdy nie prze¿yje takiej bitwy, nie bêdzie w stanie zrozumieæ dlaczego Alan Larsen, w niedzielny ranek, gdy krêcili¶my footage dla BBC i prasy powiedzia³, ¿e Sobota 14 pa¼dziernika 2006 roku byla najpiêkniejszym dniem jego ¿ycia, i ¿eby¶my zachowali te wra¿enia w pamiêci, bo nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda siê co¶ takiego powtórzyæ. Zgadzam siê z tym w 100 procentach...
Po bitwie, do naszego namiotu przyszed³ Dominik aby podziêkowaæ nam za dobrze wykonane zadania. Wieczorem w beer tencie usz³yszeli¶my jeszcze wiele ciep³ych s³ow i pochwa³.
Tak wiêc, Panie i Panowie, na koñ! Je¼dziæ, je¼dziæ a mo¿e za 5 lat te¿ bêdziecie mieli okazjê wzi±c udzia³ w tym niesamowitym wydarzeniu.
Pozdrawiam,
Mateusz